Forum PWSZ AS w Walbrzychu Strona Główna
Home FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy Galerie Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Zaloguj


Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PWSZ AS w Walbrzychu Strona Główna -> Proza -> Promi - "13"
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Promi
I Zbłąkany pierwszak



Dołączył: 17 Cze 2007
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: II rok FP

PostWysłany: Pon 16:26, 18 Cze 2007    Temat postu: Promi - "13"

Był młodym chłopakiem. Jednym z dwóch braci, których wychowała para nauczycieli muzyki. Ojciec jego pracował w szkole średniej, matka zajmowała się edukacją dzieci w podstawówce. Nigdy nie mógł narzekać na brak zainteresowania ze strony rodziców. Często spędzali czas razem, wyjeżdżali na wycieczki. Gdy miał pięć lat umiał płynnie czytać i mówić, w wieku lat ośmiu znał podstawy angielskiego i całkiem dobrze grał na gitarze. Szkołę średnią skończył z wyróżnieniem. Pamiętałby moment, gdy rodzice płakali, gdy wręczano mu świadectwo dojrzałości. Pamiętałby, gdyby nie leżał na stole w prosektorium. Zimnym, blaszanym stole z rowkami na wycieki zbędnych płynów z organizmu. Lekarz właśnie zszył mu klatkę piersiową, pojutrze będzie pogrzeb.
Brudne narzędzia, preparaty i wielka lodówka, jedyni świadkowie i towarzysze chłopaka zasypiają ogarniani ciemnością zapadającą w budynku, gdy gaszone zostają światła, i ostatni lekarz, trzymając pod ramię pielęgniarkę wychodzą, zamykając ciężkie drzwi na parę zamków.

W deszczowy dzień światła padające z samochodowych reflektorów przenikają strugi wody, oświetlając trawiaste pobocze szosy. Jedzie szybko, zbyt szybko ogarnięty gniewem, szałem i szokiem. Jak mogła mu to zrobić? Jak mogła?

Kończy pracę na budowie. Jest już ciemno, ale jako główny zaopatrzeniowiec musiał zostać dłużej i przypilnować wyładunku materiałów, przywiezionych o tydzień za późno. Jak mus to mus. Ściągnął kask ochronny, pod którym nosił przepoconą czapkę z daszkiem i zaczął myć ręce. Wygląda strasznie. Za bardzo się przemęcza, ale musi spłacić mieszkanie. Zostało mu jeszcze dwanaście rat, a szykują się następne. Jego żona nie pracuje. Zajmuje się w domu ich małą córeczką. Mały skarb ma na imię Martynka, a jego żona Marta. Uwielbia wracać wieczorem do domu, chwytać w ramiona stęsknioną żonę, sadzać na kolana dziecko, i słuchać, co takiego się wydarzyło, gdy on pilnował by te "nieroby" nic nie wyniosły z placu budowy. Dziś jest bardzo zmęczony, nie ma ochoty dłużej czekać, i dlatego tylko myje ręce. Zawsze bierze prysznic, ale teraz się śpieszy. Zamknął biuro architekta, gdzie zostawił dokumenty, i żegnając się ze stróżem nocnym poszedł w ciemności na parking. Wsiadł do starego kadeta i uruchomił silnik. Dziś odebrał go od mechanika, chodzi jak zegarek. Wycofał z błotnistego terenu, i skierował samochód na północ, za piętnaście minut będzie w domu.
Zaparkował tak jak zawsze, przed blokiem. Wysiadł z samochodu, i popatrzył się w stronę okien swojego małego mieszkania, światła nie było- pewnie śpią. Wszedł do klatki i skierował się w stronę windy. Mieszka na trzecim piętrze, ale jest zbyt zmęczony by wchodzić po schodach. Zamyka drzwi windy i idzie korytarzem. Drzwi od domu są zamknięte, lecz nie na zamek jak to zwykle bywa. Otwiera je, i nasłuchuje. W całym pomieszczeniu zalega ciemność, tylko u dziecka świeci się nocna lampka. Pewnie zasnęły czekając na niego. Powiesił kurtkę, i ściągnął buty. Idzie w kierunku sypialni, ma ochotę od razu położyć się spać, jutro ciężki dzień. Otwiera drzwi i zapala światło. W łóżku siedzi żona. Siedzi, na innym facecie. Nie wiedział, co powiedzieć. Tak bardzo ją kochał, tak bardzo kochał ich córkę, a ona to tak po prostu zniszczyła. Cztery lata znajomości, cztery lata z życia. Nienawidził jej. Wybiegł z domu trzaskając drzwiami. Zbiegając po klatce schodowej pewnie obudził wszystkich sąsiadów, ale teraz się tym nie przejmował. Nie przejmował się niczym. Nie ma nikogo, kim warto byłoby zawracać sobie głowę. No może malutkim skarbem, ale to dopiero po rozwodzie. Wsiadł do samochodu i dopiero teraz zawiązał pośpiesznie włożone, ubłocone buty. Zaczęło padać. Odpalił i ruszył. Byle gdzie, byle do przodu. Wyjechał z miasta. Pomimo późnej pory mijało go dużo samochodów. Zjechał na mniej uczęszczane drogi, chciał być sam, całkiem sam. Tysiące myśli przebiegało mu przez głowę. Skojarzenia i emocje odcinały go od rzeczywistości. Co by było jakby ich pozabijał? Czy było by to działanie w afekcie? Czy dostałby dożywocie? Czy raczej nie powinien przejmować się tym? Czy to w ogóle było prawdą? Jechał szybko, za szybko. Przejeżdżając przez wieś, gdzie odbywała się jakaś zabawa, nie zdążył. Nie zdążył nacisnąć hamulca. Młody człowiek z gitarą na plecach odbił się od maski starego kadeta, i wpadł w krzaki. Tegoroczni maturzyści wybiegli z przydrożnego baru, ktoś krzyczał. Światła. Policja. Pytania, mnóstwo pytań.

Wytarł ręce o szmatę. Już trzecia, a części ciągle nie ma. Dostawca się spóźnia. Miał być o jedenastej, a nie ma go do tej pory. Jeszcze ten stary kadet. Nie ma czasu żeby się napić a musi go skończyć przed pół do. W końcu przyjechał dostawca. Wysiadł z dezelowanego samochodu dostawczego i zabandażowaną ręką nerwowo szukał faktury do podpisania. Pomocnicy już zajęli się wypakowywaniem sprzętu i układaniem go na półkach garażu. W końcu dostał do podpisania zabrudzony kawałek papieru, podziękował staruszkowi i wrócił do swoich zajęć. Położył się na wózku i wjechał pod samochód. Podniesiony na dwóch lewarach hydraulicznych wydawał się stabilny, gdyby nie to, że jeden z nich stracił szczelności. Wystarczyła chwila, by klatka piersiowa mechanika zamieniła się w kupkę połamanych kości. Później lekarze powiedzą, że miał szczęście, że przeżył, w końcu żebra tylko w kilku miejscach rozerwały płuca.

Nienawidził rannego wstawania. Od dwudziestu lat to samo. Wstać o piątej, by o szóstej siedzieć już samochodzie i być na początku długiej drogi do hurtowni. Pracuje jako kierowca już ładny kawałek czasu, ale po raz pierwszy zaspał. Ubrał się, i zapominając o śniadaniu pobiegł do garażu. Wsiadł do samochodu, odpalił i ruszył na ulice miasta, które przyjdzie mu dziś objechać kilkanaście razy. Ale i tak jazda rano to przyjemność w porównaniu z tym, co się dzieje popołudniami, gdy ludzie wracają z pracy, gdy młodzi po szkole wsiadają do ojcowych samochodów, żeby jak na złość, uprzykrzać życie porządnych i ciężko pracujących ludzi, takich jak on. Gdyby nie to, że się spieszył, zatrzymałby samochód na żółtym. Od początku swej kariery był uważnym i dokładnym kierowcą. Ale dziś, w taki dzień, postanowił nadrobić czasu. Wjechał na skrzyżowanie, w tym samym momencie, co kierowca innej ciężarówki. Hydrauliczne hamulce zaczęły trzeć o siebie wydając okropny dźwięk, ale on go nie słyszał, tak samo jak nie słyszał go ten drugi. Obaj zajęci próbą opanowania ponad dwutonowych maszyn poczuli tylko uderzenie, gdy oba samochody złączyły się bocznymi drzwiami. Poczuł ból. Ból przedramienia. Krwawił. Przez rozbitą boczną szybę mógł spojrzeć sąsiadowi w oczy, i zauważyć w nich strach. Ten młody kierowca do końca życia zapamięta tą kolizje, i miejmy nadzieję dzięki niej, nie będzie miał ich więcej. Nie widział, co robić. Czy klnąc, na czym świat stoi i odjechać? Wysiadł z samochodu. Policja stwierdziła jego winę, i gdyby nie to,że oba samochody poza drobnymi uszkodzeniami, były całkowicie sprawne, pewnie zabraliby mu prawo jazdy. Do półgodzinnego spóźnienia doszły kolejne dwie godziny wyjaśnień i analiz policyjnych. To będzie ciężki dzień, a się przecież dopiero zaczyna...

Dostał wezwanie do kolizji. To dopiero druga godzina służby a już wezwanie. Pojechał na miejsce. Dwie ciężarówki zahaczyły o siebie bocznymi drzwiami. Winę ewidentnie ponosił starszy facet, który z tego, co się tłumaczył spieszył zrealizować zlecenie. Nie to żeby nie lubił swojej pracy policjanta, po prostu czasem, w takich wypadkach, badania miejsca zdarzenia trwały strasznie długo i były jeszcze bardziej nudne. Mierzenie, fotografowanie, szukanie świadków, z których najwięcej wiedzieli ci, których nie było na miejscu zdarzenia. W końcu skończył. Dwie godziny przesłuchiwania, robienia notatek oraz opisu dla towarzystw ubezpieczeniowych można jechać na posterunek zjeść spóźnione śniadanie. Już siedząc w samochodzie przypomniał sobie, jak zaraz po przebudzeniu spojrzał za okno. Wstawało słońce. Pomyślał wtedy, że to będzie długi i ciężki dzień. Trzynasty czerwca, piątek, Ciekawe, kto będzie miał w tym dniu szczęście.
Czas do pracy


wiem , że banalne, proste i tendencyjne...dlatego krytka wydaje się zbędna;D
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PWSZ AS w Walbrzychu Strona Główna -> Proza Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

"Blades of Grass" Template by Will Mullis Developer News
Regulamin